clinklinklinklink

piątek, 29 listopada 2013


Nasze polskie dziewczyny, z naszej polskiej wsi! ; )

Cudna nuta!




To jest ta słowiańska krew! ; )

piątek, 26 lipca 2013

Cudze chwalicie …

Wsi spokojna, wsi wesoła… 
Ach, gdyby wszyscy doceniali to,co mają! Gdyby wszyscy potrafili widzieć piękno spokoju, harmonii i ciszy. Niestety. Cóż począć. Ludzie nie rozumieją, jak wielki dar otrzymali, mogąc wychowywać się na wsi. Pola, lasy, łąki, nieograniczona przestrzeń. Boisko do piłki nożnej, które można zorganizować praktycznie wszędzie. Mało, mało, mało. Wilka ciągnie do lasu, to zrozumiałe, ale dlaczego wieśniaka ciągnie do miasta? Przecież to nie jest jego naturalne środowisko!
Ok, ok. Studia, potem praca, większe możliwości rozwoju, kariery… Rozumiem. To jakieś wyjaśnienie, rzekłabym, że nawet logiczne. Co innego, kiedy wieśniak z krwi i kości, będąc jeszcze na wsi, chwali wszem i wobec, jak to super być w mieście. Perspektyw brak, tutaj nie ma życia, tylko nudy, wciąż cicho, najwyżej do sklepu można zajść. A tam? Tam to jest wszystko! Bo to MIASTO! Nowoczesność, moda, fajne butiki w centrach handlowych i świetne imprezy w trendy klubach. Tam to można żyć i pić i być. Za co pić, pytam, skoro droższe życie, no i picie w tych modnych klubach też NIECO droższe.
A ona? Ona też, ach jak to super do miasta byłoby wyjechać! O rany, cały świat stoi przed nią otworem w takim mieście! Bo tam są inni ludzie, tam jest prawdziwe życie! Wyjdzie się na ulice i widzi kolorowy tłum! I są teatry, kina, kultura pełną gębą! „Wroga numer jeden” widziałaś? pytam, łapiąc się tej gadki o kulturze.  Zastanawia się chwilę, ale nie, nie widziała, nie wie co to za film.
Wieśniak wieśniakowi wieśniakiem.
Mam facebook’a. Mam nawet trochę znajomych, bliższych i dalszych. I Ci moi znajomi są bardzo aktywni na swoich tablicach. Co tam się wyrabia! Jakie to wszystko porobiło się miastowe! Skąd jesteś? A miasto wojewódzkie. Gdzie mieszkasz? A w stolycy. Olaboga! Jak tak można! Przecież ja znam, ją, jego i jeszcze ją. Doskonale pamiętam skąd są! Wioseczki, po dwudziestu chłopa, kilka niewiast i dziatki malutkie. I krówki, świnki, pola i łąki! Cóż takiego dzieje się w głowie tych ludzi, że wstydzą się napisać na portalu społecznościowym skąd pochodzą? Ano tak. Pojechali na studia. Poznali znajomych. Też z miast. Sama miałam takich znajomych, co z miast byli, a później się okazało, że 50 km za miastem to jest taka mieścina i tam jest taka droga i „jak tą drogą polną pojedziesz, to stoją trzy domy przy torach, mój środkowy…”. Trzy domy to już wieś, ma swoją nazwę, swoją historię i to ona Cię wychowała, ty pseudomieszczuchu. Na studiach nagle wszyscy są z miast. A jak ktoś powie, że pochodzi z małej wsi, to przechlapane. U was to traktorami do kościoła jeżdżą.  Może miasto jest modne i bardziej hipsterskie?
Na szczęście nie jestę hipsterę.


K. K. 

czwartek, 25 lipca 2013

Wilkowyje, czyli kraina mlekiem i mamrotem płynąca.

Gdyby wszystko było tak proste jak w serialowych Wilkowyjach… Firmy wyrastają jak grzyby po deszczu, ludzie odnoszą sukces za sukcesem i nawet stali bywalcy ławeczki, mimo swoich filozoficznych debat o niepowodzeniach i złych stronach życia, są szczęśliwymi obywatelami sielankowej społeczności.
Serial „Ranczo” to mój ulubiony sposób na podładowanie baterii, dlatego ostatnio staram się nie nadużywać tego lekarstwa. Boję się, że mój organizm się do niego przyzwyczai i specyfik  przestanie działać.
Wydaje mi się, że do serialu jeszcze wrócę, więc nie będę się o nim rozpisywała w tym momencie.
W każdym razie życie bohaterów, w  anielskiej wsi, wśród pięknych lasów, pól i łąk, wydaje się być sielanką, gdzie każdy problem można rozwiązać w kilka chwil lub przez dwa odcinki. Słońce świeci, ptaki ćwierkają. A ja marzę, by urodzić się na nowo właśnie w serialowych Wilkowyjach.
Poniżej kilka zdjęć z krainy mlekiem i mamrotem płynącej, gdzie współpraca polsko – amerykańska kształtuje się znacznie lepiej, niż w rzeczywistości. Załączam zdjęcia z miejscowości Jeruzal, gdzie kręcony jest serial „Ranczo”. Zaznaczam, że fotki nie są mojego autorstwa.


K.K.